Myślałam, że już nigdy nie będzie mi dane spotkać tej osoby. Nikt mnie tak bardzo nie przeraża i nikogo bardziej odejścia tak nie bolą.
- Witaj Sakuro. - Powiedział z chłodem i opanowaniem.
Jak zawsze. Nie potrafiłam nic odpowiedzieć. Załapałam go za ramię. To był odruch poza moją świadomością. Bezwarunkowy. Nie potrafiłam uwierzyć, że on stoi tu przede mną. Dostojny, przystojny i tak bardzo nie realny.
- Nic się nie zmieniłaś, a minęło już ze 3 lata od naszego ostatniego spotkania.- Powiedział swoim monotonicznym głosem.
Kiedy w końcu się otrząsnęłam, na tyle by mój głos nie drżał i bym uwierzyła, że nie jest on zjawom, puściłam jego rękę.
- Itachi.
- To nie może być prawda.- Dodałam, robiąc krok w tył.
Nic nie mówił, tylko mi się przyglądał. Bałam się, że jego odnalezienie mnie może oznaczać jedno i nie jest to nic dobrego.
- Dlaczego... dlaczego wróciłeś, mimo że obiecywałeś już nigdy...- Powiedziałam, nie będąc pewna czy aby nie śnie.
Brakowało mi powietrza. Czułam się jak bym była oddzielona od świata zewnętrznego. Widziałam tylko jedno rozwiązanie. Nie chciałam by wydarzenia z przeszłości powróciły. Pobiegłam. Nie wiedziałam, gdzie się kieruje ani ile już biegnę. Nie rozumiałam dlaczego to robiłam. Obraz wokół mnie był rozmazany. Zrozumiałam 2 rzeczy. Wszystko teraz ma znaczenie, to co wybiorę będzie zależało czy moje życie legnie w gruzach. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w parku siedząc na ławce. Ten dzień nie należał do udanych. Najpierw Sasuke, potem Itachi.
Jednak tak bardzo chce mi się śmiać, kiedy przypomnę sobie jego minę. Była taka zabawna, kiedy dostał w piszczel kamieniem. Widziałam jego zdziwienie. To niezwykłe doprowadzić go do pokazania jakiegoś uczucia, tym bardziej zdziwienia.
Brakuje mi dawnych czasów, kiedy to byliśmy dziećmi. Był moim przyjacielem, bratem któremu mogłam wszystko powiedzieć. Od tego pamiętnego wydarzenia zmieniło się wiele. Wystarczyła chwila by zniszczyć cały mój świat. Tak bardzo chciałam o tym zapomnieć, tylko jak? Wszystko jest trudniejsze, kiedy to wszystko powraca wraz z każdą kolejną nocą, z każdym następnym snem. Wiem tyko jedno, że potem już nic nie było takie same. Nie potrafię określić po jakim czasie wróciłam do rzeczywistości, ale można stwierdzić, że szybko to nie nastąpiło.
Ciemność okalała wszystko, tylko lampy przy ścieżce przebijały ją światłem. Pora wracać. Nie było najmądrzejszym posunięciem pałętać się tu po zmroku. Jak w każdym miejscu na ziemi, wieczni imprezowicze, szukają miejsca by po świętować wspólną niedolę. Nie chciałam na nich trafić.
Nigdy nie lubiłam, krótkiego odcinka przed ulicą, na której mieszkam, ponieważ najzwyklej w świcie przerażał mnie. Jednak dziś za niego dziękowałam, gdyż usłyszałam rozmowę osób, które z pewnością nie chciałabym zaprosić na herbatę i ciastko.
- Po co wróciłeś!- Odparł oburzony i zły osobnik.
- Wiesz, że mogą Cię złapać.- Dodał.
- Mój cel nie powinien cię interesować.- Odparł szorstko drugi.
-Spokojnie. Dłużej niż miesiąc mi to nie zajmie, a potem już mnie nie zobaczysz.- Dokończył.
-Oby, Mandra, nadal uważa, że ...- Stwierdził pierwszy, jednak nie zrozumiałam końca.
Byłam za daleko. Nie dosłyszałam. Muszę podejść bliżej, dowiedzieć kim oni są. Jednak wiem na pewno, że są to mężczyźni. Zrobiłam 2 kroki do przodu, ale nadal słowa były niewyraźne. Chyba zniżyli swój ton.
-On nie odpuści.- Powiedział jedne z mężczyzn.
Mówi coś dalej ale rozumiałam pojedyncze słowa jak powinieneś, błąd. Małymi krokami przybliżałam się do rozmówców. Jeszcze tylko kawałek, zobaczę ich twarze. Trzask. Kurczę!
Mężczyźni coś do siebie powiedzieli i wszystko ucichło. Miałam nadzieje, że może przestraszą się i pójdą w swoją drogę. Nadzieja matką głupich jak to mówią. Ruszyłam biegiem. Przeklinałam w duchu moją dociekliwość. Nie wiedziałam co mam począć. W domu byłabym najbezpieczniejsza, tylko jak tam dotrzeć by pozostać niezauważoną. Schowałam się za jakimś przydrożnym koszem na śmieci. Nic nie słyszę. Czyżby mnie zostawili w spokoju, a może ich zgubiłam. Nie wiem ile siedziałam za tym koszem nasłuchując, czy ktoś idzie. Cisza. W końcu postanowiłam wyjść.
Szłam w niemałym zdenerwowaniu. Zauważyłam dwie postacie kroczące po przeciwnej stronie chodnika. Obaj wysocy, ciemne włosy. Szczupli, więc prawdopodobnie wysportowani. Młodzi, około 20 lat. Uaktywnił mi się tryb przetrwania. Szanse wygrania w walce były zerowe. Najlepsza strategią to ucieczka pobocznymi ścieżkami, cel dom. Całą się spięłam, gotowa do wdrożenia planu w życie. Najwyraźniej mnie nie zauważyli. Odetchnęłam leciutko. Oddalali się ode mnie. Mijałam park w pełnym skupieniu i ciszy, byle tamci mnie nie usłyszeli. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pewne głosy dochodzące z parku.
- Ty maleńka, no chodź do nas, zabawimy się!- Bełkotał jakiś pijak.
Wiem, że jeszcze coś do mnie wołał, jednak nie zwróciłam na to kompletnie uwagi. Całą swoją siłę i koncentrację skupiłam na ucieczce.
- To ona, nie pozwól by się nam wymknęła.- Warknął do drugiego.
To mnie tylko umocniło w przekonaniu, że zwróciłam ich uwagę. W głowie miałam tylko jedno: Skręć w prawo, przebiegnij przez sad, przeskocz ogrodzenie, między budynkami prostu, przed ostatnim w prawo, a wtedy prosto. Nie pamiętam co się stało pierwsze. Czy ktoś mnie załapał, czy próbowałam krzyknąć. Czułam się przytłoczona, z jednej strony ktoś mnie trzymał i zatykał usta bym nie wydała, żadnego dźwięku. Z drugiej tych 2 mężczyzn będących w pobliżu.
Sakura uspokój się krzyknęłam do siebie w myślach. Wyrównałam swój oddech. I wreszcie moje myśli składały się w całość. Jedno wiem na pewno, droga ucieczki to atak. Mężczyzna, przewyższał mnie o głowę. Nie czułam mięśni w jego ramionach, więc nie jest umięśniony. Przytrzymywał mnie tyłem, jedną rękę trzymał przy moich ustach, drugą powyżej piersi, ale poniżej obojczyków. Pijany, jego oddech śmierdział alkoholem. By wyrwać się musiałam najpierw nadepnąć mu z całej siły piętą na stopę, by zluźnił uścisk. Po czym uderzyć go łokciem w brzuch. Zadziała odruch bezwarunkowy, czyli puszczenie i złapanie się za miejsce pulsujące od bólu. Obracam się o 90 stopni. W tym czasie będzie wyciągał rękę, by ponownie mnie złapać. Wykorzystuje jego siłę i nietrzeźwość umysłu. Swoją prawą dłonią łapie jego nadgarstek. a lewą powyżej łokcia. Kieruje nacisk lewą ręką, prawą trzymam stabilnie. Jego ciało przymusowo kieruje się ku dołowi. Zaskoczony nie stoi stabilnie na podłożu. Przewraca się. Uderza mocno o beton. Skutek: strata przytomności. Zagrożenia: dwóch mężczyzn tu przybiegnie, a wtedy dowiedzą się jak wyglądam i kim jestem. Jednak napalony pijany mężczyzna pomaga mi w wyborze. Po chwili leży bezwładnie na ziemi. Podeszłam by sprawdzić jego puls. Wyczuwalny. Oddaliłam się kilkoma krokami nie odwracając od niego wzroku. Nie słysząc, nikogo w pobliżu, odetchnęłam głęboka. Nie wyczuwając już zagrożenia, ruszyłam w stronę domu. Jednakże omijałam główne ulice.
~~*~~*~~**~*~*~~
Dotarłam do domu, bez większych problemów. Jednak wciąż nie mogło minie opuścić wrażenie, że skądś znam tych dwóch mężczyzn. Zdjęłam buty, przeszłam część korytarza, wchodząc do kuchni. Wyjęłam szklankę, po czym nalałam sobie soku, który leżał na blacie. Wypiłam go praktycznie od razu. Nie zdawałam sobie sprawy, że całe to wydarzenie było takie męczące. Pewnie to przez adrenalinę. Ruszyłam powolnym krokiem ku własnemu pokojowi. Zapałam bieliznę, piżamę i poszłam się umyć. Nie wiem ile stałam w prysznicu, a woda spływała po moim ciele. Jednak było to tak przyjemne. Tak kojące. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam tyle ciepła. Zrozumiałam jak bardzo mi tego brakuje. Wyszłam z pod prysznica, Wysuszyłam się puchatym ręcznikiem, ubrałam i ruszyłam położyć się na łóżku.
Kiedy skończyłam 5 lat, w moim życiu pojawiła się niania. Wiedziała ona więcej o mnie niż moja własna matka. Ojciec w ogóle się mną nie interesował. Jednak tłumaczyłam to ich pracą. Myślałam, że są zajęci. Aż do czasu kiedy miałam już 8 lat, wtedy to spędzałam sama święta. Po dziś dzień pamiętam to rozczarowanie, kiedy zbiegałam na dół by zobaczyć co przyniósł mi mikołaj. Nie znalazłam tam nic. Rodzice nie zadzwonili by założyć życzenia. Nie mogąc się wtedy doczekać ich telefonu sama w święta do nich zadzwoniłam. Usłyszałam tylko oschłe słowa i świąteczne piosenki w tyle kiedy odebrał.
- John co ty tam robisz, choć tu do nas świętować- krzyknął jakiś szczęśliwy mężczyzna.
- Już, już- odpowiedział tata.
- Tato, bo ja bym chciała..- szczęśliwa mówiłam, lecz przerwano mi.
- Nie mam czasu, powiesz kiedy wrócimy z matką do domu- stwierdził bez emocji i się rozłączył.
Nie potrafiłam mu tego wybaczyć przez długi czas. Teraz jest mi to obojętne. Nie czuje już, żeby był to mój dom. Od lat patrzyłam jak się niszczy z czasem. I nic nie potrafiłam z tym zrobić. Obserwowałam jak z dnia na dzień znika.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam do komentowania. Chętnie przyjmę wszelkie uwagi. Dziękuje wszystkim za komentarze i poświęcenie uwagi mojemu opowiadaniu.
Pozdrawiam.
W końcu drugi rozdziałek :DDDDDD Spodobała mi się reakcja Sakury na tego pijaka xD Zamiast krzyczec i panikować dobrze rozplanowała sytuację ;D W większości opowiadań Haruno jest taką trochę boi dupą a u Ciebie widać że mało się czym przejmuje i potrafi sobie poradzić w różnych sytuacjach. Zaciekawiła mnie ta krótka rozmowa z Itachim , taka tajemnicza. Dajesz piękne cytaty *.* Końcówka była smutna :c szkoda że Sakura ma takie życie. Mam nadzieję że nie każesz długo czekać na rozdział 3 :** Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za ten komentarz <3 Tylko kochana powiedz mi kiedy u Cb następny rozdział !?:D Mama nadzieję, że wkrótce! ;3 Pozdrawiam :*
UsuńA może jak mi się uda to dziś dodam :***
OdpowiedzUsuńhah :D No i tak ma być! :*
UsuńŁączy ją wspólna przeszłość z Itachim?
OdpowiedzUsuńNo proszę, proszę.
Bardzo ciekawie się zapowiada.
Ho ! Może ją zgwałcił?
Uwielbiam takie tematy poruszane w opowiadaniach.
Przez chwilę miałam nawet nadzieję, że tych dwóch pijaków będą ją obmacywać a Sasuke zjawi się na białych koniu.
Choć w jego przypadku na czarnym.
Jednak jestem przyjemnie zaskoczona bo w końcu ktoś napisał, że akura potrafi sama obronić się przez mężczyzną.
No cóż, lecę czytać rozdział 3. ;)